czwartek, 20 października 2011

Seks w ciąży, tak czy nie?

Seks w ciąży – dozwolony czy przeciwwskazany?

Autorem artykułu jest N.D.



Wiele przyszłych matek zastanawia się, czy w ciąży można swobodnie kontynuować współżycie płciowe? Czy seks nie stanowi zagrożenia dla dziecka? Czy wskazania zmieniają się w zależności od trymestru? Jak wszędzie, tak i tu, wszystko zależy od stanu zdrowia matki i dziecka.

Aby odpowiedzieć na te wszystkie pytania najpierw, należy skonsultować się z lekarzem. W przeważającej większości ciąż nie ma żadnych przeciwwskazań do seksu. Jeśli jednak twoje dziecko jest w grupie ryzyka zagrożonej porodem przedwczesnym, ginekolog z pewnością zabroni stosunków. Oksytocyna wyzwalana w trakcie orgazmów może prowadzić do skurczów macicy, a zawarte w płynie nasiennym prostaglandyny drażniąco działają na szyjkę macicy. Kobiety, które doświadczyły poronień, powinny zrezygnować ze współżycia w pierwszym trymestrze ciąży, ponieważ wówczas ryzyko utraty dziecka jest największe. Wyjąwszy te przypadki, lekarz zwykle nie widzi przeszkód, aby ciąża i seks szły w parze.

Przyszli rodzice nie muszą martwić się o stan dziecka w trakcie zbliżeń, ponieważ jest ono dobrze chronione przed wstrząsami i środowiskiem zewnętrznym. Nie ma możliwości, aby zostało w jakiś sposób „uszkodzone”. Lekkie skurcze macicy w trakcie orgazmu nie świadczą o porodzie, są związane z podażą hormonów. Plamienie z narządów po stosunku może zaś wynikać z ich przekrwienia i wzmożonej czułości na bodźce. Jeśli jednak skurcze lub krwawienie się powtarzają i nasilają, warto skonsultować je z lekarzem. W zdrowej ciąży należy zaniechać seksu ok. 2–6 tygodni przed rozwiązaniem, ponieważ może wywołać przedwczesną akcję porodową. Ponadto stosunki zwiększają bakteryjność środowiska pochwy, jeśli odejdą w takiej sytuacji wody, dziecko może zostać narażone na infekcję.

Seks w ciąży może okazać się przyjemniejszy niż dotychczas. Nie musicie stosować antykoncepcji, liczyć dni płodne czy zachowywać abstynencję w trakcie krwawienia miesięcznego. Narządy płciowe kobiety są bardziej przekrwione, dlatego często jest ona chętniejsza do zbliżeń i czerpie z nich większą przyjemność. Piersi stają się wrażliwsze, a orgazmy dłuższe i silniejsze. W drugim trymestrze, po minięciu dolegliwości pokarmowych, porannych mdłości i wymiotów, większość przyszłych matek wykazuje więcej inicjatywy w sypialni. Oczywiście zdarza się także, że zainteresowanie życiem intymnym znacznie spada lub kobieta odczuwa do niego niechęć. Potrzebuje czułości i pieszczot, ale nie dąży do zbliżeń. Partnerzy muszą sobie to jakoś wynagrodzić, dbając przede wszystkim od dobre i pełne relacje między sobą. Podstawą jest zaakceptowanie zmieniającej się sylwetki przyszłej mamy, dostrzeżenie w niej uroku i seksapilu.

Niektóre przyszłe matki mogą odczuwać ból w trakcie stosunków ze względu na obrzmienie szyjki macicy. Wówczas najkorzystniej wybierać pozycje, które pozwalają kobiecie na zachowanie kontroli głębokości pchnięć. Mężczyzna natomiast powinien członka wprowadzać ostrożnie i niezbyt głęboko. Ciąża nie sprzyja tradycyjnym pozycjom ze względu na powiększający się brzuch i możliwy ucisk na dziecko. Seksuolodzy podają, że najlepiej wybierać ułożenie boczne, na łyżeczki, z kobietą na górze, sprawdza się też pozycja kolankowo-łokciowa od tyłu oraz ustawienie mężczyzną na boku, a kobietą leżącą na plecach. Jak widać ciąża nie musi oznaczać rezygnacji z intymnej bliskości między partnerami. Seks sprzyja podtrzymywaniu więzi i zaspokaja potrzeby emocjonalne. Pomaga w akceptacji nowych ról, a także podnosi komfort psychiczny i samoocenę przyszłych rodziców.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

środa, 24 sierpnia 2011

Jak zacząć biegać

Autorem artykułu jest Krzysztof Kurilec



Masz już buty do biegania i ubranie odpowiednie do pogody. I przede wszystkim CHĘĆ, aby zacząć biegać. Pozwól, że przedstawię Ci kilka wskazówek jak rozpocząć. Bo jak zaczniesz, to Twoje życie biegowe samo potoczy się dalej.

W moim przypadku przygoda z bieganiem rozpoczęła się od zabawnego epizodu. To było dawno temu, kiedy miałem niecałe 20 lat. Wyszliśmy z kumplem z imprezy od innego kumpla z zamiarem powrotu do domu autobusem. Ponieważ wyszliśmy czasowo na styk, żeby zdążyć musieliśmy podbiec do oddalonego o kilkaset metrów przystanku. Autobus niestety nas wyprzedził i nie poczekał.

Tak dobrze nam się biegło, że przy przystanku wymieniliśmy spojrzenia, które mówiły: „biegniemy dalej”. I tak biegliśmy dobre 3 kilometry, zanim padliśmy. Byłem w wielkim szoku, że potrafiłem bez przerwy przebiec tak długi odcinek i to w butach zdecydowanie niesportowych.

Ale biegać zacząłem kilka lat później. Byłem dokładnie w takiej sytuacji, jak opisałem na początku. Pierwszym moim biegowym celem było przebiec bez przerwy kółko wokół domu. To było kilkaset metrów. I stopniowo wydłużałem je o jakiś kawałek chodnika, ulicy, ciesząc się z pobijania kolejnych rekordów – 5 minut ciągłego biegu, potem 10, 15, 20, 25, 30 itd.

Polecam Ci ten sposób – jest prosty i skuteczny. Świetnie się biega po drogach, którymi chadzasz na piechotę. Będziesz zdziwiony jak szybko można dobiec tam, gdzie idzie się 15 czy 30 minut. Oczywiście wielką przyjemność sprawia też odkrywanie na własnych nogach nowych miejsc i okolic.

Bardzo ważne jest, aby nie przesadzić z intensywnością. A jeżeli jesteś typem „fightera” zagrożenie jest naprawdę duże. Na tym początkowym etapie najważniejsze jest, żeby bieganie sprawiało Ci przyjemność, żeby następnego dnia też chciało Ci się wyjść. A będzie tak tylko wtedy, gdy po poprzednim bieganiu pozostaną Ci miłe wspomnienia. Dystanse i szybkość zwiększaj stopniowo. Pozwól organizmowi, żeby to on sam decydował jak daleko i szybko biec.

Kiedy będziesz w stanie biec bez przerwy 30 minut, jesteś już prawdziwym biegaczem! Jeżeli biegasz jeszcze w przypadkowych butach, czas najwyższy, żeby zakupić prawdziwe buty do biegania. Możesz dalej wydłużać dystans, zwiększać szybkość. Gorąco polecam starty w biegach - zacznij od 5km. Moim ulubionym dystansem było zawsze 10km, bo taki dystans mogłem biegać dowolnie często. Półmaraton dla mojego organizmu jest już wyzwaniem i po pojawiają się różne dolegliwości, które każą zrobić 1-2 tygodniową przerwę.

Jeżeli chodzi o technikę, szkoły są różne. Wykład z techniki biegu, jakiego udzielił mi nieżyjący już wujek, z zawodu nauczyciel W-F, pamiętam do dzisiaj. Wkładał mi do głowy, że biegnąc nie wolno lądować na pięcie tylko na całej stopie - tak, aby siła uderzenia stopy o podłoże była rozłożona na jak większą powierzchnię. Było to tym ważniejsze, że wtedy nie było butów takich, jakie mamy dzisiaj. Pierwsze buty, w których biegałem to były zwykłe trampki. Potem miałem różne „adidasy”, wciąż bardzo dalekie od prawdziwych butów. Dzisiaj oczywiście biegam we współczesnych butach, ale technika lądowania na całej stopie została mi do dzisiaj. Bawi mnie to, że mój sposób biegania, który ostatnio przedstawiany jest jako odkrycie i staje się coraz bardziej popularny, uprawiam od lat :-)

Zdecydowana większość biegaczy ląduje jednak na pięcie, bo tak jest łatwiej. A ponieważ dostępne są buty, które dzięki odpowiedniej amortyzacji, sprawiają, że takie lądowanie jest bezpieczne, nie ma nic złego w tym, jeżeli będziesz biegasz właśnie tak.

Gorąco polecam Ci czytanie czasopism „Runner’s World” i „Bieganie”. Znajdziesz w nich mnóstwo ciekawych informacji. Od samego czytania chce się biegać! Masę informacji znajdziesz też w Internecie. Wystarczy w Google wpisać hasło bieganie.

Warto czytać i stosować się do rad mówiących jak trenować, kiedy i co jeść, jak się regenerować. Im więcej biegasz, im lepsze wyniki chcesz osiągać, tym na więcej spraw powinieneś zwracać uwagę. Jeżeli Cię to nie bawi, biegaj po prostu dla czystej przyjemności, bo to jest w bieganiu najważniejsze, nie przejmując się dietami, planami treningowymi itd. Ale pamiętaj zawsze o ROZGRZEWCE!

Życzę CI, żeby hasło „Biegam, bo lubię” było Twoim motto przez całe życie!

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Czy opłaca się być aroganckim w pracy

Autorem artykułu jest Paweł Zdziech



Okazuje się, że bycie zgodnym, pomocnym i dobrym kolegą w pracy niekoniecznie musi przekładać się na wyższe zarobki. Jak pokazują wyniki najnowszych badań, od czasu do czasu dobrze jest pobyć aroganckim.

Jak bardziej opłaca zachowywać się w pracy? Być ugodowym, zgodnym, bezkonfliktowym, dla każdego mając dobre słowo? Czy odwrotnie: być konfrontacyjnym, kwestionującym, nie stroniącym od konfliktów, nie wahającym się powiedzieć innym tego, co naprawdę ma się na myśli, nawet jeśli te myśli nie są pozytywne.

Bardziej opłaca się (i do dosłownie, w wymiarze finansowym) to drugie. Przynajmniej w USA i przynajmniej według wyników badań przeprowadzonych przez prof. Beth Livingston z Cornell University. O badaniach jej usłyszałem kilka dni temu, jadąc do pracy (oczywiście z nastawieniem bycia zgodnym i bezkonfliktowym). Przeprowadziła je wśród Amerykanów i wyniki wykazały, że osoby nie zawsze zgodne, niekoniecznie serdeczne, niespecjalnie dbające o relacje w pracy - otóż osoby takie zarabiają więcej, w przypadku mężczyzn nawet o 20%.

Zanim wstaniecie od komputera, by wyjść z pokoju trzaskając drzwiami, po drodze obrażając kilku swoich kolegów z pracy, jest do badania jedno ważne zastrzeżenie. Nie było tam mowy o typach skrajnych, a więc zupełnych "do rany przyłóż" i z drugiej strony o totalnych, aroganckich chamach. Mamy tu pewne "odcienie" i to tylko ci o "odcieniu" bardziej konfrontacyjnym zarabiają podobno lepiej. Możliwe wyjaśnienie wyników badania przez jego autorkę, prof. Livingston: może być tak, że przy rozważaniu osób do promocji w firmach na stanowiska managerskie, ludzie decydujący o awansach mają w głowie trochę stereotypowy obraz managera, jako osoby zdecydowanej, twardej i nie zawsze liczącej się ze zdaniem innych. W tej sytuacji będą bardziej skłonni wypromować osobę, która "idzie do przodu", nawet za cenę konfliktu z innymi. Być może.

Mnie zastanawia inna rzecz. Na ile wyniki - chyba dość zbieżne z potoczną obserwacją - są efektem amerykańskiego kontekstu kulturowego, w jakim przeprowadzone zostały badania. Amerykańska kultura (ta ogólna i ta biznesowa) jest dość specyficzna, z silnym akcentem indywidualizmu i rywalizacji. W takim otoczeniu faktycznie posunięta do granic arogancji bezpośredniość może opłacać się bardziej. Co jednak z innymi kulturami, np. z dalekowschodnimi, z ich przywiązaniem do zespołowości, posłuszeństwa i generalnej grzeczności?

Na wszelki wypadek, w tym wpisie mówię Wam, drodzy czytelnicy, wynocha!

---

Paweł Zdziech
Recruitment Manager
http://rekrutacyjny.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak wybrać odpowiednią czcionkę - 5 kroków nie tylko dla profesjonalistów.

Autorem artykułu jest Brandfan



Kłopot z wyborem właściwej czcionki jest znany wszystkim, którzy choć raz przygotowywali tekst na komputerze i zależało im na jego wyglądzie. Wśród osób, które zawodowo zajmują się grafiką, problem wyboru czcionki nabiera szczególnie dużego znaczenia – rozumianego jako strata cennego czasu.

Designerzy, twórcy stron internetowych, projektanci graficzni, pracownicy agencji interaktywnych i kreatywnych tracą mnóstwo czasu na podejmowaniu decyzji: zaznaczają tekst, zmieniają czcionkę, porównują, znowu zmieniają, szukają w sieci nowych czcionek, znów zmieniają i porównują... Im więcej fontów (czyli czcionek) do dyspozycji, tym wybór staje się trudniejszy. Co można takim osobom doradzić? Jak bezproduktywne godziny zamienić w sprawny i zaplanowany proces? Pomocne będzie na pewno przestrzeganie poniższych punktów.

1. Zapoznanie się z wartościami marki, którą tekst będzie reprezentował i zdefiniowanie odbiorców tekstu.

W rozmowie ze zleceniodawcą należy dokładnie ustalić, jakie wartości ma marka dla klienta, co jest najważniejsze, a co drugorzędne i naturalnie jaka grupa docelowa jest adresatem tekstu.

2. Wybór zakresu czcionek

Bazując na rozmowie ze zleceniodawcą należy dokonać wstępnej selekcji fontów. Powinny one pasować do marki i jej wartości, ale mieć różne charaktery (szeryfowe, bezszeryfowe, artystyczne, techniczne, grubsze, cieńsze itd.).

3. Precyzyjne ustalenie zastosowania fontu

Nie bez znaczenia jest to, czy tekst będzie publikowany globalnie, regionalnie czy tylko w małym miasteczku jako ulotka. Jeśli tekst ma być publikowany także w krajach o innym systemie czcionek (cyrylica, system arabski), należy rozważyć, czy użyta czcionka występuje w tych systemach lub czy ma pasujący odpowiednik.

Druga ważna rzecz to miejsce publikacji tekstu. Czy tekst w pierwszej kolejności ukaże się na stronie firmy czy może w druku? Jeśli w Internecie, to rozważyć należy użycie czcionek internetowych, czyli takich, z którymi nie będzie miała problemów przeglądarka użytkownika. Te czcionki muszą więc albo być obecne w komputerze odbiorcy (standardowe czcionki systemowe) albo być dołączone do strony internetowej (automatycznie pobierane z serwera firmy przy wejściu użytkownika na stronę).

Jeśli czcionka, którą musimy wybrać, ma być użyta nie tylko w jednym tekście, ale w wielu róznych formatach (strona internetowa, wizytówki, bannery, teczki, papier firmowy itp.), to trzeba wybrać font, który prezentuje się odpowiednio i jest czytelny w różnych wielkościach i na róznych materiałach (papier, papier o nierównej fakturze, karton, papier błyszczący, plastik – wszystko zależy od zlecenia). Jeśli dokonujemy wyboru czcionki korporacyjnej, to należy wziąc pod uwagę, czy identyfikacja wizualna i czcionka będą ze sobą współgrały. Czcionka jest jej nieodłącznym elementem i musi do niej pasować, nawet jeśli będzie to standardowy Arial.

Bardzo często nie do unikniącia jest sytuacja, w której dana czcionka jest używana jednocześnie jako kursywa (czcionka pochylona). Wybrany font musi zatem odpowiadać naszym celom zarówno jako „Regular”, jak i „Italic” – i to nie tylko stosowane oddzielnie, ale i obok siebie.

Nie wolno zapominać o cyfrach. Nawet jeśli font wydaje się odpowiedni, to jego znaki interpunkcyjne i cyfry niekoniecznie nadawać się będą do naszych zastosowań.

Kolejna sprawa to finanse. Trzeba sprawdzić ile kosztuje licencja na dany font i na ile stanowisk ona obowiązuje. Może okazać się, że dla naszego zleceniodawcy koszt zainstalowania danej czcionki na wszystkich komputerach w firmie przekroczy koszt naszego honorarium, co uczyni całą historię dla niego nieopłacalną. Należy więc mieć pojęcie, w jakich ramach finansowych porusza się nasz klient.

4. Zawężenie wyboru czcionek

Po powyższej analizie mamy już wybrane kilka czcionek. Aby upewnić się co do ich walorów, trzeba wszystkie je przejrzeć na monitorze komputera oraz wydrukować w kilku wielkościach, łącznie z kursywą, nie zapominając o cyfrach i znakach interpunkcyjnych. Najlepiej użyć do tego jakiegoś przykładowego tekstu, aby nie okazało się później, że czcionka nam odpowiada, jej cyfry też, ale zestawienie obok siebie liter np. mn, kr, pr czyni je mało czytelnymi.

Może okazać się, że nie możemy przetestować w tej formie wszystkich wybranych fontów, ponieważ niektóre są płatne i nie ma sensu kupować na nie licencji jedynie w celu ich wypróbowania. Jakimś rozwiązaniem będzie albo zrobienie zrzutu z ekranu (screenshot) w możliwie wysokiej rozdzielczości i wklejenie go do dokumentu, nad którym pracujemy. Są też strony, na których można wpisać swój tekst w odpowiednie pole i zobaczyć jego wygląd we wszystkich dostępnych tam czcionkach.

5. Ostateczna selekcja

Nawet jeśli wymagania nasze – a przede wszystkim naszego zleceniodawcy – spełnia więcej niż jeden font, to trzeba się zdecydować. Przy podejmowaniu decyzji nie będzie zbyt pomocne, gdy w tym procesie będzie brało udział wiele osób: ile osób tyle zdań i istnieje ryzyko utknięcia w niekończących się dyskusjach. Decyzję powinny podejmować osoby, które pracują nad zleceniem i inne, którym nieobce są kategorie graficzne.

Po dokonaniu wyboru warto jednak mieć font zapasowy – w razie gdyby nasz klient uparł się, że ten pierwszy mu się wybitnie nie podoba.

Pracując według takiego schematu oszczędzimy swój czas i energię (czyli pieniądze), a zlecenie zrealizujemy sprawniej i szybciej, co spowoduje uśmiech na twarzy naszego klienta. Warto mieć wypracowane podobne schematy do użycia w innych procesach realizacji zlecenia.

---

Agencja Kreatywna MOVINGO

www.movingo.pl

Stworzymy dla Twojej firmy system identyfikacji wizualnej, wykreujemy nazwę z wolną domeną, przygotujemy profesjonalne teksty. Zmieniamy wizerunki firm NA DOBRE!


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

sobota, 13 sierpnia 2011

Dzieci na wakacjach

Dzieci nad jeziorem i nad morzem

Autorem artykułu jest Beata Morawska



Wakacje sprzyjają podróżom z dziećmi nad otwarte akweny wodne i wspólnym kąpielom. Kąpiele z dziećmi w jeziorze czy w morzu mają bardzo pozytywny wpływ na dzieci: hartują je, zwiększają ogólną siłę i wytrzymałość, poprawiają koordynację ruchową.

kostium do pływania dla dzieci Poza tym oswajają malucha z wodnym żywiołem, co może uchronić dziecko przed niepożądanymi zachowaniami w niebezpiecznych sytuacjach. Wspólne urlopowe kąpiele z dziećmi to także wielka doza zabawy i przygody, która znakomicie integruje malucha i rodzica.

By umilić czas spędzony nad wodą warto zaopatrzyć się w kilka produktów, które zwiększą komfort i bezpieczeństwo przebywania nad wodą. Przy kąpielach w jeziorze lub morzu ważna jest kontrola tego, czy dziecko nie marznie podczas kąpieli. Czas spędzony w wodzie można wydłużyć, przy jednoczesnym zmniejszeniu ryzyka wyziębienia, ubierając dziecko w specjalną piankę neoprenową dla dzieci. Na rynku dostępne są różnorodne rozwiązania: pianki do pływania dla dzieci mają postać kamizelek ze spodenkami, jednoczęściowych kombinezonów z nogawkami i rękawkami lub bez. Takie kombinezony neoprenowe pomagają w utrzymaniu ciepła nie tylko w wodzie, ale także poza nią. Ponadto chronią dzieci przed promieniowaniem słonecznym oraz piachem.

Warto rozwinąć temat ochrony przed promieniowaniem słonecznym. Będąc na plaży, musimy chronić dzieci przed szkodliwym promieniowaniem, które znaczenie zwiększa ryzyko zachorowalności na raka skóry. Pamiętajmy zatem o kremach z wysokimi poziomami filtrów. Ważne jest także stosowanie odpowiednich ubranek i czapeczek na słońce. Tkaniny, z których uszyte jest takie ubranko lub czapeczka, powinny posiadać wysoki filtr ochronny – SPF 50+. Pamiętajmy bowiem, że tradycyjne tkaniny przepuszczają część promieniowania. Materiał, z którego wykonane są ubranka na słońce, na plażę, powinien być chłodny i gładki w dotyku, by dzieci chciały go nosić.

Kolejnym produktem, który może sprawić dziecku dużo radości jest kamizelka do pływania z regulacją wyporności. Najlepiej, jeśli kamizelka będzie wykonana z neoprenu, podobnie jak pianki, i będzie wyposażona w wyjmowane wkładki wypornościowe, które umożliwią dopasowanie kamizelki do poziomu wyporności dziecka, jego umiejętności pływackich i stopnia opanowania samodzielnego poruszania się w wodzie w kamizelce. Kamizelka taka nie krępuje ruchów rąk dziecka i umożliwia mu samodzielne poruszanie się w wodzie – oczywiście pod nadzorem rodzica. Pamiętajmy, by nigdy nie spuszczać dziecka z oczu podczas kąpieli, zwłaszcza w morzu lub jeziorze.

Po zakończeniu kąpieli dziecko należy dobrze wytrzeć i osuszyć. Przydadzą się tutaj dobre ręczniki lub ubranka z materiałów ręcznikowych. Może to być szlafrok z kapturem, spodenki z bluzą, jednoczęściowy kombinezon na całe ciało. Polecane są zwłaszcza ręczniki i ubranka ręcznikowe z bawełny bambusowej impregnowanej węglem. Materiał jest naturalnie antybakteryjny, przeciwgrzybiczny i doskonale odprowadza wilgoć, przez wyśmienicie sprawdza się przy osuszaniu ciała po kąpieli w morzu czy jeziorze, zwłaszcza gdy takich kąpieli mamy kilak dziennie. A gdy dziecko wyschnie – może być używane jako ubranko do zabaw.

Rodzinne kąpiele w morzu i jeziorze to czas dla dzieci wyjątkowy. Zapewnijmy zatem naszym pociechom komfort zabawy w wodzie: chrońmy je przed wyziębieniem, promieniowaniem słonecznym i pozwólmy na kontrolowaną dozę samodzielności.

---

Beata Morawska

Splash About: pływanie dzieci i niemowląt


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

O korzyściach i zagrożeniach płynących z wykonywania telepracy

Autorem artykułu jest Reklama internetowa



Telepracę (pracę zdalną) wykonuje ok. 11% mieszkańców Unii Europejskiej. Wobec faktu, że telepraca staje się coraz popularniejszą formą zatrudnienia, warto przyjrzeć się temu stosunkowo młodemu w polskich realiach zjawisku.

Termin „telepraca” (ang. telework - praca zdalna) został użyty po raz pierwszy przez amerykańskiego pracownika NASA – Jacka M. Nillesa w latach 70. Do polskiego kodeksu pracy pojęcie to wprowadzono w 2007 roku. Definicja „telework” zakłada, że pracownik stale, systematycznie i regularnie wykonuje zlecone zadania poza zakładem pracy i wykorzystuje przy tym techniki teleinformatyczne oraz telekomunikacyjne. W związku z wymiernymi korzyściami, jakie przynosi pracodawcy zatrudnianie telepracowników, na wdrożenie elastycznego systemu pracy zdalnej decyduje się coraz więcej polskich firm.

Mało kto wie, że pomysł telepracy powstał w odpowiedzi na problem paliwowy w USA. Okazało się, że system zdalny, oznaczający zmniejszenie liczby pracowników dojeżdżających codziennie do pracy, niesie ze sobą zupełnie nowe, nieoczekiwane korzyści.

Jakie profity czerpią pracodawcy?

Zatrudnienie telepracownika redukuje koszty związane z przygotowaniem oraz utrzymaniem stanowiska pracy. Ponadto statystyki wykazują, że osoby wykonujące pracę zdalną są mniej narażone na stres, a przez to bardziej wydajne. Efektywność telepracownika zwiększa także brak typowych dla biurowego życia rytuałów (takich jak picie kawy, przerwa obiadowa, pozasłużbowe rozmowy). W przypadku firm uznających nienormowane godziny pracy, zatrudnieni pracują dłużej, skupiając się na efekcie i osiągnięciu wyznaczonego celu.

Korzyści dla telepracownika

Możliwość wykonywania pracy w domu to ogromna szansa dla pracujących młodych mam i osób niepełnosprawnych. Telepraca jest wymarzoną formą zatrudnienia także dla osób mieszkających w znacznej odległości od siedziby firmy. Brak konieczności codziennych dojazdów i wydatków z nimi związanych jest sporym plusem takiej sytuacji. Nietrudno się domyślić, że wykonywanie trudnych, naglących zadań w domowym zaciszu jest mniej stresujące niż ich realizacja w głośnym biurze. Ponadto nienormowany czas pracy pozwala na zorganizowanie dnia w dowolny sposób.

Słabe punkty realizacji amerykańskiego snu

Niestety praca zdalna może przysparzać zarówno pracownikom, jak i pracodawcom wiele trudności. Przede wszystkim ograniczone możliwości kontrolowania warunków pracy (BHP) i postępów w realizacji zadań mogą osłabiać motywację pracownika i ewoluować w wielu niekorzystnych kierunkach. Między innymi mogą opóźniać termin realizacji zadania oraz zaburzać rytm życia zatrudnionego. Telepracownik odkładając pracę na później stara się ją następnie nadrobić kosztem snu i zdrowia.

Poczucie izolacji i brak kontaktów z innymi pracownikami może wpłynąć na niewielką identyfikację telepracownika z firmą. Niezaspokojone bywają też potrzeby służbowych relacji międzyludzkich. Sporą przeszkodą dla osób pracujących w domu jest też zacieranie się granicy między życiem prywatnym i zawodowym – straty mogą wystąpić niestety w obu sferach życia.

Telepracownik dysponuje zwykle swoim sprzętem teleinformatycznym lub telekomunikacyjnym, który w miarę użytkowania się zużywa i szwankuje.

Optymalizacja zasad

Prawda jest taka, że każda firma ustala własne zasady i reguły dotyczące telepracy. Aby zapewnić zatrudnionym zdalnie jak największy komfort, może wprowadzić normowane godziny pracy (z korzyścią dla osób, które mają problem z jej zorganizowaniem), usprawnić system kontroli postępów, umożliwić kontakt z innymi pracownikami (przez inicjowanie spotkań po godzinach, forum firmowe, komunikatory typu gg, maile itd) czy wdrożyć system motywacyjny i dodatek płacowy (za korzystanie z własnego sprzętu). Wówczas telepracownicy będą mieli poczucie, że są częścią firmy, która troszczy się nie tylko o jakość wykonywanej przez nich pracy, ale także o nich samych.

Właściwie jedynym zagrożeniem, którego pracodawca nie jest w stanie zniwelować, jest sytuacja domowa pracownika– np. rozpraszająca obecność bliskich osób czy konieczność wybierania między pracą a dzieckiem. Rozwiązanie niekomfortowych sytuacji pozostaje w rękach samego telepracownika.

---

http://tense.pl/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 7 sierpnia 2011

Pisanie wypracowań

Pisanie wypracowań, prezentacji maturalnych i innych prac

Autorem artykułu jest Ryszard Krupiński



Jednym ze szkolnych obowiązków ucznia i studenta są prace pisemne. Spektrum takich prac jest bardzo szerokie, począwszy od drobnych prac domowych na kilkadziesiąt słów, przez różnego typu eseje, rozprawki, wypracowania, prezentacje maturalne i inne projekty edukacyjne, kończąc na pracach licencjackich i magisterskich.

Tematyka i stopień trudności prac pisemnych jest ściśle zależna od poziomu edukacji, typu szkoły i oczywiście przedmiotu szkolnego / akademickiego. Czym innym jest opis postaci bohatera lektury jako wypracowanie, a czym innym analiza cech bohatera romantycznego jako temat prezentacji maturalnej. Czym innym jest opracowanie referatu z historii na podstawie tematu z książki, czym innym pisanie prac po angielsku, a jeszcze czym innym samodzielnie przygotowanie pracy magisterskiej. Gdyby tak zliczyć wszystkie prace pisemne, które uczeń, jak też późniejszy student musi napisać w trakcie swojej kariery edukacyjnej to z pewnością uzbierałoby się przeciętnie kilkaset stron na osobę, a w przypadku bardziej ambitnych jednostek może nawet i kilka tysięcy.

Oczywiście nie wszyscy piszą sami, a przynajmniej nie wszystkie prace, jakie są im zadane. Znaczna część uczniów korzysta z pomocy kolegów z klasy lub też znajomych z wyższych roczników. Są też tacy, którzy poszukują gotowych już opracowań, wypracowań czy prezentacji maturalnych w Internecie lub też osób, które za określoną opłatę podejmą konkretne zlecenie. W Internecie jest wiele ogłoszeń i serwisów zajmujących się pisaniem prac po angielsku, polsku i niemiecku. Przestrzegam jednak przed plagiatowaniem lub pobieraniem gotowych opracowań, które są dostępne dla wszystkich za darmo, w tym także dla waszych nauczycieli. Opracowania i wypracowania takie zostały już tysiące razy kopiowane i nauczyciele znają te materiały, a nawet jeśli nie znają to wystarczy jak choć jedno zdanie wkleją w wyszukiwarkę i już uczeń ma poważny problem.

Jak wskazują wyniki ankiet i sondaży przeprowadzonych przez serwis www.testyopinie.pl uczniowie liceum coraz częściej decydują się kupić gotowe wypracowanie za 2-3zł płatne sms, mając tym samym pewność, że nie jest ono publikowane w Internecie do użytku powszechnego i tylko nieliczni mają do tego dostęp. To praktycznie wystarcza im, że dane wypracowanie czy prezentacja maturalna, które pobrali za kilka złoty za pomocą sms mogą wykorzystywać w szkole jakby pisali to sami. Nauczyciel tego w Internecie nie znajdzie.

Artykuł ten dotyka kontrowersyjnego zjawiska pisania różnego rodzaju prac w szkołach. Patrząc na to obiektywnie to wszyscy wiedzą, że nie wszyscy uczniowie piszą samodzielnie, ale nie wiadomo co można z tym zjawiskiem zrobic. Może wyeliminowac prace pisemne ze szkoły ? Uczniowie / studenci, którzy nie piszą samodzielnie wiedzą, że jest to nieuczciwe, nieetyczne, a przede wszystkim w ich przypadku niezgodne z prawem. Innymi slowy - Ci, którzy zlecają napisanie określonego materiału edukacyjnego lub wykorzystują czyjś inny materiał są na bakier z prawem. Ale żadne organy prawne nie reagują na takie sytuacje, gdyż jest niska szkodliwośc społeczna tego zjawiska, a koszty ewentualnych działań prewencyjnych są ogromne. A co w przypadku uczelni, które złapią studenta na plagiacie lub wykorzystywaniu pracy innego studenta? - owszzem student zostanie wewnętrznie ukarany i będzie musiał pisac od nowa, ale nawet same uczelnie nie rozgłaśniają takich spraw publicznie, gdyż paradoksalnie to one właśnie najwięcej na tym tracą. Na pewno na reputacji, ale czy tylko - to już zagadka dla czytelnika ??

---

Ryszard Krupiński, www.wiedza24h.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl